Strefa komfortu raz jeszcze

1 września ostatni mój post...No to nieźle :).
Aż nie wiem, co napisać, jest listopad. Dwa miesiące NIE pisania.
Dużo się dzieje. Bardzo intensywny czas. Urodziny Leona, Krzyśka, teraz Matysi, mojej mamy...Szkoła, przedszkole, praca...Szkolenie na Trenera dziecięcego kompetencji społecznych, mnóstwo mnóstwo nowej lektury i przywitałam nowe pokłady energii do działania.

Zrozumiałam mechanizm działania naszej strefy komfortu i dlaczego jeśli ma się zadziać coś nowego fajnego, często najpierw dzieje się coś nie fajnego.
Niby temat znany mi już, zrozumiany, przerabiany. Ale musiałam sobie to tak zobrazować, że zrozumiałam.

Wyobraźmy sobie klocki lego, budujemy wieże. Naszym celem jest zbudowanie wieży jak najwyższej. Co najważniejsze jest w budowaniu wieży?...Podstawa. Jeśli chcemy, żeby wieża była wysoka, musi mieć mocne fundamenty, aby była stabilna. To teraz przypuśćmy, że budujemy wieże, ze słabym fundamentem...Wszyscy wiemy, że za jakiś czas ta wieża nam się rozwali. Mało tego, nic nam nie da odbudowywanie tej wieży na tych samych kiepskich fundamentach. Jeśli chcemy, żeby ta wieża była wysoka, musimy zburzyć ją całą i zacząć od nowa...
Jak to ma się do naszego życia? A tak to, że często jest tak, że próbujemy budować, dobudowywać, łatać, naprawiać, nie patrząc na całość sytuacji, tylko na ten wycinek, który właśnie się dzieje. Tym samym widzimy tylko fragment wieży a nie jej całość. Jeśli więc, jest jakiś "problem" to my chcemy go jak najszybciej rozwiązać, żeby już minęło, żeby już się skończyło, niech będzie już "normalnie". Tym samym łatamy sobie sytuację na jakiś czas...A po jakimś czasie ona wraca. A dlaczego tak się dzieje? Bo nie spojrzeliśmy na to całościowo, nie szukaliśmy prawdy, prawdziwej przyczyny "problemu".
Żeby pozbyć się raz na zawsze dręczącego nas "problemu" musimy zburzyć cały obraz sytuacji i zacząć budować historię od nowa...Dojść do źródła powstania tej końcowej sytuacji.
A skąd u nas takie łatanie? Ze strachu oczywiście, z nie wiary w siebie i swoje możliwości, z przyzwyczajenia. Boimy się spojrzeć prawdzie w oczy, jest nawet takie powiedzenie :). Prawda nie zawsze niesie coś z czym chcemy się zgodzić, często wypieramy prawdę, bo jest ona dla nas niewygodna i przekracza naszą strefę komfortu. Wolimy narzekać, smucić się, złościć, niż rozprawić się samemu ze sobą. Do tego trzeba odwagi...

Wyobraźmy sobie, że pracujesz. Ale nie lubisz tego co robisz. I jak na złość cały czas
znajdujesz pracę, która Ci nie odpowiada. Jest nudna, stresująca, bez sensu, ale przynosi pieniążki...
I denerwujesz się, i pytasz dlaczego zawsze znajduje głupią, nudną pracę. Przecież chcę robić fajne ciekawe rzeczy i takiej pracy zawsze szukam...czyżby? Czy na pewno tak jest?
Jest kilka powodów dla których tak robisz. Najprędzej podświadomie twierdzisz, że w innej pracy nie dasz sobie rady, bo są obszary, których nie znasz i wolisz nie ryzykować, nie chcesz słyszeć krytyki, bo jest Ci wygodnie, bo jest na pozór bezpiecznie. Bo przyzwyczaiłeś się do tego, że tak jest i już.
Jak mógłbyś to zmienić? Przez zburzenie tego obrazu siebie. Przez dojście czego tak na prawdę potrzebujesz, przez rzucenie tego co jest, albo po prostu na dojście do prawdy. Dojście do siebie, dojście do podstawy.
To jest nieustająca praca nad sobą. Dochodzenie do podstawy. Ja już wiem, że nie da się inaczej.
Porównałam to ostatnio do dołka, do którego wpadamy co jakiś czas. Jest to ten sam dołek, tylko inne liny są nam rzucane, są to liny cienkie, nietrwałe, ale my mówimy, dobra, spoko, najważniejsze, żeby wyjść z niego szybko (można to porównać do zamiatania pod dywan). I ja jakiś czas temu, wpadając z czymś (już nie pamiętam z czym), w ten sam dołek postanowiłam, koniec. Chcę być w tym dołku tak długo, ąż znajdę porządną linę, mocną, zastanowię się chwilę, poszukam jej a później od razu znajdę łopatę, żebym mogła zakopać ten dół i więcej do niego nie wchodzić. Bo czyż nie jest to absurdalne? Wpadamy w te same schematy myślowe, wiemy co będzie, wiemy jak będzie, znamy doskonale ten dołek, nie chcemy do niego wchodzić a i tak lądujemy w nim. Dlaczego? Bo będąc w tym dołku poprzednio nie myśleliśmy, jak ja się tu znów znalazłem, nie chcę tu już wracać, co mogę zrobić żeby tym razem wyjść z niego raz na zawsze. Chcę tego! A my zastanawiamy się jak szybko z niego wyjść i tyle...to dotyczy związków wiecznie nieszczęśliwych, pracy, finansów i całego naszego życia...
Weźmy odpowiedzialność za swoje szczęście. Popracujmy nad podstawami naszego życia. Nie budujmy słabej, chwiejącej się wieży. Nie wchodźmy w te same dołki. Jesteśmy wspaniałymi istotami.
Gdzieś przeczytałam ostatnio, że każdy z nas przychodzi na świat geniuszem, tylko jak dorasta to o tym zapomina...Ja bym dodała od siebie, że szkoła nam to zabiera, system nam to zabiera...ale to już na inny post
Dziękuję

Trzymam za nas wszystkich kciuki, żebyśmy otworzyli serca, te pokłady kreacji, miłości i dobra, które mamy i wiarę w siebie, która też w nas jest, tylko zagadana przez nasze ego.











Komentarze

Popularne posty